Budujemy warsztat cz. 2

Nadeszła pora aby nasz drewniany szkielet wypełnić gliną lekką - mieszaniną gliny i słomy. To bardzo naturalne,  przyjazne środowisku rozwiązanie. Słomę żytnią kupiliśmy od rolnika z sąsiedniej wsi, glinę mieloną zamówiliśmy u producenta. Co prawda glina kopana kupowana lokalnie jest znacznie tańsza i nawet my mamy jej na swojej działce pod dostatkiem ale po pierwsze nie bardzo mieliśmy czas się tym zająć a druga sprawa to jakość - surowiec wysuszony i przesiany ma zawsze takie same parametry. Poza tym gdybyśmy wykopali naszą to czymś trzeba byłoby potem wypełnić powstałą dziurę w ziemi. Warsztat w naszym zamierzeniu będzie wykorzystywany sezonowo, więc nie musieliśmy się zbytnio przejmować grubością ścian - w pomieszczeniach mieszkalnych musiałyby być znacznie grubsze.


Michał, nasz naturalny budowniczy, wprowadził nas w tajniki mieszania słomy z gliną do odpowiedniej konsystencji. Dzięki niemu nie popełniliśmy wielu błędów nowicjuszy takich jak domieszanie zbyt dużej ilości gliny czy zbyt mocne ubijanie mieszanki w szalunku. Choć wydaje się to na pierwszy rzut oka dziwne, fizyka jest nieubłagana - im więcej przestrzeni pomiędzy źdźbłami tym lepsza izolacyjność ściany. Słoma powinna być tylko lekko pokryta gliną, zbyt mokra będzie długo wysychać, może zacząć pleśnieć lub gnić. Przekładki z drewnianych żerdzi ustabilizowały i wzmocniły świeżo postawione ścianki.





Pogoda nie sprzyjała pracy. Było przeraźliwie zimno, wilgotno i wiało, pomimo tego że zwykle przełom kwietnia i maja był u nas ciepły. Tym razem mieliśmy przymrozek w nocy i raz nawet spadł nad ranem śnieg! Okrywaliśmy konstrukcję brezentem aby mniej wiało, bo od zimnych podmuchów ręce grabiały po kilku minutach. 




Domek powoli wypełniał się lekką gliną, a sąsiedzi pomimo obawy o ewentualne "złapanie" koronawirusa regularnie wpadali na podwórko rzucić okiem na postępy prac i motywować obu utytłanych w glinie Michałów. 


Nieotynkowane ściany są narażone na wilgoć, na szczęście tuż po postawieniu ostatniej ścianki pogoda się znacząco poprawiła. Domek suszył się spokojnie przez następnych kilka tygodni.
Potem nastąpił etap tynkowania. Postanowiliśmy do tego celu użyć gliny i piasku, czyli klasycznego tynku glinianego. Tu znów wielkie ukłony w stronę naszego nieocenionego budowniczego Michała. 'Wygłaskał" nam ściany z wielkim zaangażowaniem.


Komentarze

Popularne posty