Podłoga (prawie) gotowa!



Marzyła mi się taka ze starych desek. Najlepiej jeszcze o nierównej szerokości i długości. Niestety, kupno takiej nowej, wyglądającej na starą to drenaż portfela, a po starą rozbiórkową musielibyśmy jechać na drugi koniec Polski. Stanęło więc na równych deseczkach kładzionych na zakładkę. 



Chcieliśmy je ułożyć sami.  Wpaść na wydłużony weekend i wziąć się ostro do pracy. Życie jak zwykle zweryfikowało ambitne plany i kilka weekendów pod rząd mieliśmy całkowicie zajętych zupełnie innymi ważnymi sprawami. W końcu zleciliśmy ekipie położenie podłogi z zastrzeżeniem, że wykończymy ją samodzielnie. Podłoga wyszła całkiem fajnie. Panowie, którzy ją układali lekko przeszlifowali miejsca łączenia krawędzi desek, ale nie cyklinowali całości. Zaczęliśmy od poprawek szlifowania. Cykliniarką z pewnością byłoby szybciej i lepiej, sęk w tym że na wsi to sprzęt ciężki do wypożyczenia.  Jak się nie ma co się lubi….



Po zebraniu pyłu w ruch poszedł olej do podłóg. Wybraliśmy olej lniany z dodatkiem naturalnej żywicy, bez rozpuszczalników.  Nakładaliśmy go pędzlem,  co jak się wydaje jest jedną z bardziej  pracochłonnych ale i najbardziej efektywnych metod. Co prawda wałkiem lub gąbkowym mopem byłoby szybciej ale pędzel pozwala dobrze wetrzeć olej w pory drewna, zakamarki i wszelkie zagłębienia. 




Po ok 20 minutach zebraliśmy nadmiar oleju. Miał nam do tego posłużyć płaski mop, ale został w domu.  Poradziliśmy więc sobie szmatami na miotle i papierowym ręcznikiem. Zebranie nadmiaru oleju to bardzo ważna czynność. Najczęstszym błędem przy olejowaniu jest nanoszenie zbyt grubej warstwy. Taka podłoga długi czas lepi się i jest znacznie bardziej podatna na uszkodzenie, bo olej znacznie wolniej się wtedy utwardza. 


Podłoga po olejowaniu jest miła w dotyku, gładka i zabezpieczona. Słoje drewna stały się lepiej widoczne. Do pełnego procesu potrzebne jest jednak jeszcze polerowanie. Parkieciarze wykonują je maszyną z odpowiednim padem, u nas w ruch poszła znów szlifierka z odpowiednim krążkiem. 



Polerowanie wygładza powierzchnię i pozwala jej na szybsze utwardzenie się. Następnego dnia powtórzyliśmy olejowanie i polerowanie. Druga warstwa znacznie mniej się wchłania, więc ścieranie nadmiaru zajęło nam nieco więcej czasu.  I tu mała dygresja na temat ostrzeżeń dot. bezpieczeństwa. Na każdym produkcie bazującym na oleju lnianym znajdziecie informację, że szmaty nasączone olejem mogą ulec samozapłonowi i że należy je przepłukać wodą a następnie wysuszyć. Nie należy tych napisów ignorować! To prawda. I wcale nie trzeba do tego słonecznej pogody czy wysokiej temperatury. Drugiego dnia (a w zasadzie pochmurnego, deszczowego wieczoru)  zostawiliśmy zwinięte, mocno nasiąknięte olejm szmaty do przepłukania jak już skończymy polerowanie.  Dobrze, że nie postały sobie dłużej, bo po rozwinięciu gorącego zawiniątka wyglądały tak:


Podłoga się utwardza, a my zastanawiamy się czy zmienić jej lekko kolor woskiem.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty